Adam Majdecki-Janicki – “Works for Electric Guitar”

Gitara elektryczna jest instrumentem przerobionym wszerz, wspak, wzdłuż, i w poprzek. Jaki więc sens wydawać album, który składa się z improwizacji na gitarze elektrycznej?

Cóż, jednym z sensów jest “muzyka jako język”. I, jako taki, mój język to zdecydowanie “broken English”. Myślę, że za pomocą tych 11 improwizacji, chciałem niejako skomponować słownik swojego “broken English” na rok 2023. Z takiego słownika można potem czerpać aby pisać książki. Książki to kolejne albumy. Te pojawią się pewnie, z wykorzystaniem języka zawartego w moim najnowszym słowniku. Zwolniłem jednak znacząco, więc trzeba będzie troszkę poczekać.

Kolejny powód? Cóż, pamiętam, jak po porzuceniu projektu psych rockowego z Mateuszem Nowickim, zaszyłem się w swojej pracowni w 2004 roku i zastanawiałem się nad dalszą drogą. Odpowiedzią okazała się gitara elektryczna preparowana rozmaitymi (wtedy dość prymitywnymi) efektami komputerowymi. To były początki mojego projektu Die Rote Erde, gdzie, do pewnego czasu (około 2016/17) gitara elektryczna była podstawowym, jeśli nie jedynym, środkiem wyrazu. Chciałem więc, po prawie 20 latach od założenia Die Rote Erde powrócić do gitarowych korzeni.

I wreszcie trzeci powód – ostatnio nagrałem album z Jeff’em Gburkiem – album, gdzie gram na gitarze, basie, i organach. Album improwizowany. Album gitarowy, ponieważ Jeff jest wirtuozem tego instrumentu. Był to pewien katalizator – co, jeśli “rozbierze się” instrumentalistę na czynniki pierwsze i postawi “nagiego” na scenie, w studio nagrań, czy w pokoju. Co pozostanie w jego dłoniach? Czy będzie instrumentalistą? Improwizatorem? Kompozytorem? Poetą? Eksperymentatorem? Wizjonerem? Frajerem? Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale muzyka powinna nie być pretensjonalna. Starałem się w swojej nowej solowej płycie pokazać “nagiego ja” z gitarą, takiego, jaki spędzał godziny, dni, i tygodnie z instrumentem w 2004 roku nagrywając pierwsze utwory Die Rote Erde.

Jest też powód czwarty – Johannes von Wrochem, artysta z Berlina, który zajmuje się free improvisation. Syn mojego pierwszego mentora. Johannes jest również gitarowym wirtuozem, i być może moja płyta jest próbą nawiązania nici komunikacji przez czas, korzenie, i odległość. Do Berlina niby nie jest daleko, ale ludzi potrafi rozdzielić przepaść lat świetlnych, a wszystko to efekt życia, doświadczenia, i porażek.

Podsumowując, chciałem nagrać bezpretensjonalny, gitarowy album. Najsurowszy jak to tylko możliwe. Najprawdziwszy jak to tylko możliwe. Szczery, improwizowany, kiepski, słaby, wtórny. Taki jak my wszyscy. Warto czasem zatrzymać się i spojrzeć wstecz, a wtedy może spłynie na nas na sekundę wiązka wizjonerskiego myślenia. Może było warto. Mam nadzieję, że kupicie ten album.

Leave a comment